W moich snach mam "Gisele Bundchen", "Właśnie się obudziłem", gładkie jak włosy, bezskrzydłe, plażowe fale, które wyschłyby idealnie w miejscu po zanurzeniu w oceanie. Nie potrzeba żadnych surowic ani płaskich żelazek lub suszarek do włosów.

Rzeczywistość jest zupełnie inna. Moje włosy są naturalnie faliste i kręcone, ale nie w bezwysiłkowym, plażowym odczuciu - bardziej przypomina to kędzierzawy rodzaj, który skręca i skręca przy najmniejszej wilgotności.
Przez większość życia walczyłem z piekłem. Dorastałem w Santa Monica, gdzie chodzenie na plażę jako nastolatek było de rigueur. Potem nastąpiły lata w latach dwudziestych spędzonych w Hamptons. A jednak rzadko zanurzałem głowę pod falami oceanu lub w kałużach na obu brzegach z powodu frizz fest, który nastąpiłby, gdybym odważył się wysuszyć włosy. Czuje się teraz głupio, mówiąc to, ale to prawda.
Pamiętam, jak wiele lat temu, po późnej nocy pływaliśmy z moim chłopakiem, tak naprawdę czekałem, aż zasnął, żebym mógł wejść do łazienki, żeby wysuszyć włosy o 1 w nocy, zamiast pozwolić jej wyschnąć na noc i ryzykować jak wrak pociągu wschodzi.

3 ciekawe i potwierdzone naukowo sposoby na stres (Może 2024).